Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies klikając przycisk Ustawienia. Aby dowiedzieć się więcej zachęcamy do zapoznania się z Polityką Cookies oraz Polityką Prywatności.
Ustawienia

Szanujemy Twoją prywatność. Możesz zmienić ustawienia cookies lub zaakceptować je wszystkie. W dowolnym momencie możesz dokonać zmiany swoich ustawień.

Niezbędne pliki cookies służą do prawidłowego funkcjonowania strony internetowej i umożliwiają Ci komfortowe korzystanie z oferowanych przez nas usług.

Pliki cookies odpowiadają na podejmowane przez Ciebie działania w celu m.in. dostosowania Twoich ustawień preferencji prywatności, logowania czy wypełniania formularzy. Dzięki plikom cookies strona, z której korzystasz, może działać bez zakłóceń.

Więcej

Tego typu pliki cookies umożliwiają stronie internetowej zapamiętanie wprowadzonych przez Ciebie ustawień oraz personalizację określonych funkcjonalności czy prezentowanych treści.

Dzięki tym plikom cookies możemy zapewnić Ci większy komfort korzystania z funkcjonalności naszej strony poprzez dopasowanie jej do Twoich indywidualnych preferencji. Wyrażenie zgody na funkcjonalne i personalizacyjne pliki cookies gwarantuje dostępność większej ilości funkcji na stronie.

Więcej

Analityczne pliki cookies pomagają nam rozwijać się i dostosowywać do Twoich potrzeb.

Cookies analityczne pozwalają na uzyskanie informacji w zakresie wykorzystywania witryny internetowej, miejsca oraz częstotliwości, z jaką odwiedzane są nasze serwisy www. Dane pozwalają nam na ocenę naszych serwisów internetowych pod względem ich popularności wśród użytkowników. Zgromadzone informacje są przetwarzane w formie zanonimizowanej. Wyrażenie zgody na analityczne pliki cookies gwarantuje dostępność wszystkich funkcjonalności.

Więcej

Dzięki reklamowym plikom cookies prezentujemy Ci najciekawsze informacje i aktualności na stronach naszych partnerów.

Promocyjne pliki cookies służą do prezentowania Ci naszych komunikatów na podstawie analizy Twoich upodobań oraz Twoich zwyczajów dotyczących przeglądanej witryny internetowej. Treści promocyjne mogą pojawić się na stronach podmiotów trzecich lub firm będących naszymi partnerami oraz innych dostawców usług. Firmy te działają w charakterze pośredników prezentujących nasze treści w postaci wiadomości, ofert, komunikatów mediów społecznościowych.

Więcej

XXII LITERACKIE SPOTKANIE ODPUSTOWE

Ocena 0/5

Fajnie, że jesteś – nietypowe Literackie Spotkanie Odpustowe z kochanym kryminalistą

XXIII Literackie Spotkanie Odpustowe miało miejsce w Kawiarni Stopklatka w Kinie Wielkopolanin. Gościem specjalnym był Patryk Galewski – główny bohater filmu i książki „Johny”, która opowiada o ks. Janie Kaczkowskim. 

Historia pewnej marynarki

Na spotkanie przyszedł w marynarce i dwóch różnych butach. Obydwie rzeczy mają dla niego znaczenie. Marynarkę kupił 13 lat temu. Jan nauczył go: „Dyziu, jeśli czeka Cię ważne wydarzenie w życiu, to ubierz się stosownie”. Marynarkę miał na pogrzebie Jana Kaczkowskiego, na chrzcie Jana, swojego syna, który urodził się 3 miesiące po śmierci Johnego, a kupił ją za 3 zł, gdy po wielu latach postanowił pójść do spowiedzi. Z kolei buty – dwa identyczne modele, ale w różnych kolorach to symbolika dwóch przestrzeni życia. Tej ciemnej, która niesie ze sobą ogromne szkody. I tej lepszej – jasnej strony, tj. dobrego życia.

Rude słoneczko

Jan zwracał się do niego Dyzio – Dyzio Marzyciel, „bo jak dał mi jakąś rozminę to siadałem i łapałem się za głowę” - wspomina. Inna ksywka to był Watson lub mój Ty adiutancie – „byliśmy bardzo blisko, pomagałem mu w podstawowych czynnościach, takich jak ubieranie czy golenie”. I ostatnia Mr Foks, czyli rudy lis.

Pamięta Jana jako człowieka z niesamowitym poczuciem humoru. Gdy oprowadzał studentów po hospicjum to zaprowadzał ich do kuchni, gdzie był Patryk - „Za tymi drzwiami jest niespodzianka. A teraz drodzy studenci, chciałbym przestawić gwiazdę penitencjarnej Polski, naszego kochanego kryminalistę - Patryka Galewskiego. To jest nasze hospicyjne słoneczko. Rude, ale słoneczko”.

Przy wspólnym stole z wielebnym

Kiedyś Johny wziął go do bardzo dobrej restauracji w Warszawie. Gdy zobaczył elegancko ubranych ludzi to poczuł się jak niepasujący element. Podszedł do nich pięknie ubrany kelner, podał menu, a tam jakieś carpaccio i tatary. Podniósł rękę i wybrał sałatkę jarzynową, która była w przystawkach. Kelner przyniósł przystawki, których nikt nie zamawiał. Dostawali je wszyscy goście. A przed nim 3 widelce, 2 łyżki – chciał uciekać. Johny widząc jego zmieszanie przełożył sztućce z jednej strony, wylosował z tego zestawu łyżeczkę i nią zaczął jeść. Patryk zrobił to samo. „Tym gestem Jan doświadczył mi normalnych chwil, które były dla mnie” - wspomina.

Jako 21-latek wszedł w hospicjum do sali nr 9 i zobaczył trzech starszych, nieruszających się mężczyzn. Pamięta zapach choroby i dźwięk urządzeń. Nie był w stanie zinterpretować emocji, które się w nim działy. Bezradność, bezsilność starszego umierającego człowieka była czymś nie do przejścia. „Uciekłem do mojego świata, w którym czułem się bezpiecznie. Po kilku dniach ćpania, poprosiłem o inną pracę. Stałem się konserwatorem. Grabiłem liście i znowu idzie ten dziwny ksiądz, który po chwili mówi do mnie - fajnie, że jesteś. Drugi człowiek dla Jana naprawdę był ważny. Ćpun, złodziej, kryminalista, bandyta. A tu chłop w sukience mówi, że fajnie ze jesteś. Było to dziwne” - wspomina. Jan zaproponował, że może skoczą do McDonalda – „Gdzie wielebny, może ktoś nas zobaczy...” – „Luzik Patryk, pojedziemy skrótami”. I wspomina – „Ja do dzisiaj pamiętam jak jechaliśmy tymi polami. Ciemno, trzęsie. Co za akcja! Pamiętam kiedy wjechał big mac i coca-cola. I rozmowa Johnego ze mną. Nigdy nie dał mi odczuć, że jestem ćpunem, kryminalistą. Nie powiedział tego i nie dał mi tego poczuć. Patryk - dużo jarasz tej trawy? Ale nigdy nie powiedział, że robię coś źle. On zmienił moje postrzeganie świata. Sam dochodziłem do tego co jest złe. Kiedyś zapytał mnie - Dyziu, a Ty myślisz czasem o Panu Bogu? Odpowiedziałem, że ma na mnie wyje***. W filmie ten moment był rozwinięty, w rzeczywistości nie powiedział nic. Jednak dzisiaj wiem, że to był ten moment kiedy pomyślał - rudy to ja zostawię na Ciebie pułapki, które udowodnią Ci co jest w życiu ważne”.

Zastawiane pułapki

Johny wyrył w nim dużo postaw względem siebie i drugiego człowieka. Minimum przyzwoitości to szacunek. Możemy nie godzić się na pewne rzeczy, możemy mieć odmienne zdanie, ale nikt nie ma prawa okazać nikomu braku szacunku.

Kiedyś w hospicjum miał zająć się dziewczynkami. Nie wiedział wtedy, że przyszły pożegnać się z umierającą mamą. Po raz kolejny uciekł. Po kilku dniach pani Aneta zmarła. Poszedł do Jana, nawet go odepchnął. Ten powiedział mu wtedy, że nie wie dlaczego tak się dzieje. Tylko na podstawie prawdziwej relacji człowiek jest w stanie tak głęboko przeżywać utratę bliskich osób. Nie da się takich relacji zbudować przez chwilę. To zdanie jest z Patrykiem do dzisiaj.

Kolejna pułapka – „Potrzebuję Twojej pomocy w modlitwie – ja pier***, w modlitwie? Świat się zawalił”. Poszedł do pokoju, gdzie w samotności umierał człowiek, którego znał. Niejednokrotnie palili papierosy na ławce i pili kawę. Pewnego razu na tej ławce zadał mu pytanie - do innych przychodzą dzieci, mężowie, żony, a Ciebie nikt nie odwiedza? - „Po chwili jego oczy wypełniły się smutkiem, żalem i powiedział, że on wszystko spier***. Całe życie był gnojem, który znęcał się nad dziećmi. Poczułem się, jakby mówił o moim ojcu. Tak bardzo chciałby poczuć te relacje. Chciałby być tatą dla dzieci. Chciałby dostać szanse, żeby to wszystko naprawić. I kiedy w tym pokoju zobaczyłem, że tym umierającym człowiekiem jest Jerzy - Jan przykrył moją dłonią jego. Jerzy umarł w samotności, bo nikt nie chciał przy nim być. Takich sytuacji, w których Jan mnie wrzucił było wiele. I to pobudziło we mnie takie przestrzenie, z których ja dzisiaj tworzę swoje dobre życie”.

Ale nie ma tego drewnianego domku…

Kiedyś wrócił do pytania czy myśli o Panu Bogu – „Johny, chcę się wyspowiadać”. Spowiedź miała się odbyć w niedzielę o godz. 11 w jednym z pomieszczeń w hospicjum.

„Poczułem, że ten gość jest człowiekiem, któremu mogę zaufać, który mnie zrozumie i któremu mogę powiedzieć wszystko. Dzień przed spowiedzią kupiłem marynarkę, ale reszta garderoby blokowego chłopaka została. Idąc na spowiedź zacząłem się stresować - ja pier***, ale nie ma tego drewnianego domku, przy którym trzeba klęknąć, ale tam chyba mówi się jakąś nawijkę specjalną, a ja tego nie pamiętam. Jakimś cudem dotarłem. Zapukałem do drzwi. Jak zobaczył rudego w marynarce i dresach to miał taki delikatny grymas uśmiechu. I zaczęliśmy gadać. Po pewnym czasie zaczęliśmy oboje płakać. I dostałem rozgrzeszenie, nie do końca wiedząc o co dokładnie chodzi. I dostałem pokutę. Zdrowaś Mario by tu nie zadziałało. On o tym wiedział”.

Pokuta miała trzy punkty, w tym m. in. odnaleźć wszystkie osoby, które skrzywdził, stanąć na przeciwko nich i przeprosić. Ostatni punkt zostawił w tajemnicy, ale Jan tak go urządził, że nie wie czy wystarczy mu życia na jego spełnienie.

Cuda się zdarzają

Byłby cudem księdza Kaczkowskiego gdybym był sam, ale takich cudów jest więcej. Jeden z takich gagatków poszedł w ślady „ojca” i został księdzem. Drugi dzisiaj zarządza spółką znanych aut. „Nazywał nas trzema swoimi synkami, ale takich osób jest więcej, którym Jan uratował życie. Dzięki Janowi mogę mieć dobre, normalne życie. Gdyby on mnie ominął, w najlepszym wypadku siedziałbym w więzieniu, a w bardziej prawdopodobnym bym nie żył”.

Tu jest jakoś inaczej

Hubert Wejmann – dyrektor Biblioteki i Kina, które było organizatorem tego spotkania przywołał na koniec słowa Patryka, który idąc przez Buk powiedział – „Tu jest jakoś inaczej. Tu nie jest jakoś tak jak w Poznaniu i Łodzi. Tu jest tak jakoś przyjemnie w tym Buku. Jest normalnie, tak jak być powinno. Chciałbym, żeby w każdym miejscu na świecie tak było”.

Ksiądz prałat Andrzej Szczepaniak podziękował za tak liczną obecność i przyznał, że „rzadko kiedy można uzyskać tyle ze spotkania, które niesie ze sobą takie przesłanie, że człowiek z natury stworzony jest tak, żeby był dobry. I dobro gdzieś z sobą niesie. (…) Tobie się udało i możesz dawać świadectwo. I to świadectwo jest przekonujące”.

Po spotkaniu na uczestników tradycyjnie już czekało ulubione ciasto prałata – placek ze śliwkami na miodziach, a także możliwość zakupu książek, które są cegiełkami do działalności Fundacji im. Jana Kaczkowskiego. Na koniec seans filmu „Johny”, który był bezpłatny, ale zamiast biletu do kina można było dobrowolnie wesprzeć inicjatywę i zbiórkę do fundacyjnej puszki.

Przed spotkaniem miałam przyjemność przeprowadzić z Patrykiem Galewskim wywiad, który mam nadzieję będzie ciekawym uzupełnieniem spotkania i przybliżeniem jego osoby i działalności.

Czy ta historia, która jest pokazana w filmie i w książce jest ubarwiona? Często jest tak, że niektóre rzeczy się podkręca, żeby widz czy czytelnik był bardziej zainteresowany. Jak jest tutaj?

W rzeczywistości pewne sceny, które zadziały się w życiu były nieco bardziej dynamiczne. Ponad 90% filmu jest prawdą, ta reszta to są rzeczy, które zostały gdzieś przemieszczone w czasie. Sam osobiście nie chciałbym siedzieć 3 lata w kinie i czekać, aż rudy wyjdzie z więzienia. Film nosi też formę filmu fabularnego z racji tego, że dokument musi być umieszczony prawidłowo w czasie, a tu niektóre rzeczy zostały trochę przeniesione. Nie jest więc podkręcane, a poodkręcane.

Takich Patryków Galewskich jest więcej. Ty jako jedyny zdecydowałeś się opowiedzieć swoją historię. I to też zapewne nie była łatwa decyzja. Zwłaszcza, że nie wiedziałeś jak ten film będzie ostatecznie wyglądał. 

Jak zgłosił się człowiek z taką inicjatywą, z takim projektem, to nie było od razu tak, że - Tak, super! Róbmy to! Propozycji było więcej, ale odmawiałem. Dla mnie to była przeszłość, rozdział zamknięty. Długo z żoną o tym rozmawialiśmy, przede wszystkim ze względu na dzieci. Takim przodującym argumentem, który przyczynił się do tego, że powstał film była pamięć o Janie. Będę się posiłkował trochę tym językiem znanym nam przede wszystkim z kościoła – żeby ta pamięć trwała, na wieki wieków. Amen.

Twoje dzieciństwo wyglądało tak, że ojciec był dumny z tego, że dokonałeś jakiegoś rabunku czy innych rzeczy, z których dzisiaj dumny nie jesteś. 

To jest też bardzo ciekawe. Dzisiaj jestem świadomym facetem i jestem świadomy swoich emocji, uczuć, swojego życia. Ale tak naprawdę moje dzieciństwo rozpatruje teraz z dwóch perspektyw. Mój ojciec był chory, był alkoholikiem. Ostatnio dziennikarz zadał mi pytanie - w pewnym momencie życia był pan taki jak swój tata. Różnił się tylko kolor włosów. Mówię - faktycznie. Ojciec był alkoholikiem, był chory i po prostu nie miał tyle szczęścia co ja i nie znalazł takiego Jana, którego ja złapałem. Jako dorosły facet wybaczyłem swojemu tacie, że nie dźwignął tego, że miał mniej szczęścia i że nie złożył się w całość, żeby jednak to życie przeżyć z nami w dobry sposób. Z drugiej perspektywy, jako ten mały Patryk, który pamięta swoje dzieciństwo. To, że był to smutny dom. Choć jakbym się bardzo w sobie spiął… to nie jestem w stanie przypomnieć sobie jednej radosnej chwili.

Twoje życie zmieniło się, a życie Twoich rodziców?

Mój tata nie żyje. Zapił się w jednej z melin, więc tak się skończyło jego życie. Z moją mamą tak naprawdę budujemy dopiero naszą relację. Jest to konsekwencja mojego życia. Czas, który był przeznaczony na miłość, na to kochanie, na czucie tego życia przepiłem i przećpałem. Nigdy jednak nie jest za późno.

Jak Twoi rodzice początkowo postrzegali znajomość z Janem?

Mama mocno kibicowała, bo wiedziała, że to może być wyjście z sytuacji. Chociaż mój kontakt z Janem w tych początkowych etapach – nic nie wskazywało na to, że między nami urodzi się głęboka relacja. To pierwsze otarcie się jest przedstawione w filmie – ksiądz, który każe mi wypier***, za to, że handluję narkotykami, a ja wrzucam mu również środkowy palec i mówię, żeby się nie wpier***, bo to nie jego dziedzina i będę musiał go przeładować. I tak wyglądało nasze pierwsze otarcie się o siebie, więc nic nie wskazywało na to, że to będzie człowiek, który uratuje mi życie.

To jak sam podkreślasz, było pierwsze otarcie się o siebie, a jak wspominasz Wasze pierwsze spotkanie?

Jako 21-latek byłem już wtedy po trzech próbach samobójczych. Miałem 7 lat wyroków w zawieszeniu. Pięknej słonecznej niedzieli, na ławce, za kościołem (i nie – ja nie byłem w kościele!) z ziomeczkami poddawaliśmy się pięknym chwilom, że tak powiem delikatnie. Kiedy nastąpił ten czas, że każdy z nas miał pójść do domu ja wszedłem w uliczkę, która rozdzielała plebanię i kościół. Zobaczyłem, że idzie ten dziwny ksiądz. Moja pierwsza myśl „ku***, tylko nie ten ksiądz”. Chciałem uciekać, no przecież nie będę nawijał z księdzem. A wtedy stało się coś niesamowitego - „Patryk, Patryk!” – zaczął mnie wołać po imieniu. Ja tym bardziej „ku***, czego on ode mnie chce?!” – stałem jak ten słup przy drodze i nie wiedziałem co mam zrobić. Ja na co dzień z księżmi nie rozmawiałem i ciężko było poczuć mi tę sytuację. I tylko obróciłem się do tyłu zobaczyć czy nie ma moich ziomeczków, żeby nie było żadnych krzywych scen, że nawijam z księdzem. I kiedy Johny zaczął mnie wołać, to patrzę chłop chwycił wiatr w sutannę i zaczął iść w moją stronę. Stałem przerażony i byłem przygotowany na to, że jak to na księdza przystało nawinie mi jakieś krzywe kazanie dot. tego, że jestem pijany, naćpany, nieodpowiedzialny, muszę odpracować te godziny. A Johny zrobił coś niesamowicie dziwnego – ponieważ wrzucił gest tradycyjnej młodej essy i „Patryk, Ty dużo będziesz tej trawy jarać czy wpadniesz do mnie te godziny odpracować?”. Patrzę na chłopa, ksiądz mi wrzuca essę, mówi coś o jaraniu – nie, no to jest dziwna akcja. Nie spodziewałem się takiej postawy ze strony księdza. Mi w tamtym czasie ciężko przez usta przechodziło nawet „proszę księdza”, używałem takich określeń jak wielebny, Johny. On zrobił to tylko po to, żeby znaleźć ze mną jakiś środek komunikacji. Nie było happy endu, bo ja na drugi dzień nie poszedłem do Jana, ale pewnej soboty, na delikatnym kacu, bo tak wyglądało wtedy moje życie, pierwszą myślą jaka pojawiła się w mojej głowie po obudzeniu był Johny i jego essa. Mówię „No nie, idę zobaczyć do tego dziwnego księdza”. Ta ciekawość, zrobił na mnie wrażenie. Nie miało to nic wspólnego z językiem kościelnym, wytykaniem czy umoralnianiem komuś, że jestem inny, dziwny, że muszę, bo pójdę do piekła. Nic z tych rzeczy. I tak dzisiaj moje życie jest dobre.

Wróćmy do pierwszego „otarcia się” z Janem, kiedy to „sprzedawałeś chemię” – czy wspominałeś kiedyś Janowi, że to Wasze pierwsze spotkanie wyglądało inaczej niż on sam je być może pamiętał?

Jak to mówię – ja „rozwijałem się w przestrzeni ekonomicznej”. Puck jest małym miastem, liczy ok. 15 tys. mieszkańców. Każdy każdego znał i on wiedział, że jestem konkretnie tym człowiekiem. On to pamiętał, ale nie rozpatrywał mojej osoby przez pryzmat tamtej sytuacji. Wręcz przeciwnie. Wydaje mi się, że Jan miał taką – nie chcę też tego nazywać, że on jakoś klasyfikował społeczność, miał większą słabość do tych bardziej poturbowanych dzieciaków. Kiedyś powiedział mi bardzo ważne zdanie - „Dyziu, takich cudów nie ma. Żaden człowiek nie rodzi się jako zły”. Dopiero sytuacja, w której wpływają na nas różne czynniki powodują to, że jednemu człowiekowi jest łatwiej w konkretnej sytuacji komuś zaje*** niż go przytulić.

Jak to jest być narratorem, który przybliża nam postać Jana?

Nie czuję się w roli narratora, bo tak naprawdę Jan jest częścią mojego życia. Doświadczając miłości i relacji rodzinnych – ja czuję tam Jana. Tak jak w projekcie, który tworzę z Fundacją im. ks. Jana Kaczkowskiego. Projekt PaKa – to jest Jan. „Pa” – Patryk, „Ka” – Kaczkowski. To jest ta przestrzeń, którą Jan przeżył dla drugiego człowieka. Każdy człowiek jest ważny i ma prawo do tego, żeby jego życie było dobre.

Poświęciłem się teraz mocno przestrzeni, która jest mocno Janowa. Fundacja zajmuje się tym wszystkim co Jan robił poza hospicjum. Tych segmentów, którymi się zajmował było bardzo dużo – od nauki komunikacji pacjent-lekarz (jak w godny sposób przekazywać być może te najcięższe informacje, czyli też informacje o śmierci, że ktoś umiera) czy też segment, za który w fundacji jestem w większości odpowiedzialny, czyli „PaKa – inne garowanie”. Jest to wsparcie dzieciaków, młodzieży, młodych ludzi, którzy tego wsparcia potrzebują. Jako fundacja przygotowaliśmy dwa programy – jeden leci do szkół „Całe życie przede mną”, drugi „Nikt nie rodzi się zły” leci do tych bardziej smutnych miejsc, takich jak domy dziecka, zakłady poprawcze, młodzieżowe ośrodki szkolno-wychowawcze czy młodzieżowe ośrodki socjoterapii.

Pierwsze warsztaty trwają dwa dni. Pierwszego dnia jest luźne spotkanie z osobami, gdzie językiem komunikacji wchodzę z taką formą jakie wymaga tego miejsce. W zakładzie poprawczym nawijam językiem więzienno-podwórkowo-blokowym. Drugiego dnia gotujemy tatar i stek z polędwicy wołowej. Nie, żeby pokazać, że się trzeba lansować na nie wiadomo jakim poziomie. Właśnie po to, żeby troszeczkę pokazać, że wartość w życiu ma znaczenie i każdy do takiej wartości ma prawo. Na kolejnych warsztatach uczymy się takich normalnych, zwykłych, prostych, ale też wartościowych rzeczy, takich jak gotowanie dobrego rosołu, jak maczanie chrupiącego chleba w dobrej oliwie. Proste rzeczy. I ten stół jest miejscem do budowania relacji. Podczas siedzenia przy tym stole dzieją się cuda. Ten chłopak znajdujący się na szczycie hierarchii w poprawczaku robi kanapki temu co jest na jej dole. Te cuda wszystkie prowadzą do jednego. Miarą tego projektu jest zbliżenie chociaż o krok do poziomu zero. A poziomem zero jest dobre życie.

Natomiast w programie do szkół koncentrujemy swoje działania na tym, żeby w młodzieży pobudzić te przestrzenie i te kompetencje, które wśród młodych ludzi zanikają, czyli tak naprawdę budowanie relacji. Brak możliwości budowania relacji, zostanie w samotności nie pozwala na mierzenie się z lekkimi sytuacjami w życiu, co prowadzi do samookaleczania czy do prób samobójczych, czego młodzi ludzie doświadczają zdecydowanie częściej. My tu wbijamy i przekazem tego drugiego programu jest uświadomienie, że tak naprawdę te najdrobniejsze rzeczy w życiu, że to te małe sukcesy, dają tak naprawdę najwięcej szczęścia w życiu. To one tworzą fundament szczęścia, że nie trzeba pędzić za nie wiadomo jak wielkim bogactwem czy sukcesem. Ta obecna chwila, przeżywanie jej - jest czymś najpiękniejszym i najbardziej wartościowym w życiu. Uczymy, że te zwykłe czynności w życiu, takie jak wspólne siedzenie przy stole, że jedzenie nie ma być zwykłą czynnością życiową, tylko jest pięknym wydarzeniem, które ma przeogromną wartość. Ta chwila, która się dzieje. Wspólne spędzenie chwili z żoną, z mężem, spacer z psem, ta uważność w docenianiu tej chwili – to jest coś najcenniejszego. Prawdziwe relacje to jest misja rozłożona w czasie. Nie zbuduje się tego na przestrzeni kilku chwil.

I o tym wszystkim pisał Jan w swoich książkach, które dzisiaj są cegiełką do waszego projektu PaKa, przeczytałeś wszystkie?

Tak. Johny biologicznie nie był moim tatą, ale odegrał rolę taty w moim życiu. W poza biologiczny sposób mam w swoim krwioobiegu Janowe DNA, które płynie na pełnej petardzie, czyli wiara, nadzieja i miłość – tj. wzór na dobre życie. I to DNA wyciąga dzieciaki z dna. Bez dwóch zdań. Jan cały czas jest. I ta jego miłość względem drugiego człowieka i te techniczne metody, które on stosował, my przekuliśmy w konkretne działania w naszych programach. Wyobraźcie sobie, że fundację tworzy garstka ludzi, która spina te wszystkie działania, które tworzył jeden człowiek. Jan to po prostu robił. A my, żeby Janowe DNA rozszerzać, potrzebujemy stworzyć zespół. My to robimy. I to działa.

Ja obecność Jana czuję codziennie. Dla mnie szare życie jest najpiękniejszym wymiarem jakiego doświadczam. Moje dzieci chcą, żebym był obecny w ich życiu. Ta miłość, która się dzieje, poczucie bezpieczeństwa - to jest Jan. Ta możliwość czucia miłości daje mi nadzieję. A ta nadzieja daje mi wiarę. To moje życie jest dobre. My mamy Toyotę z 2003 r. To jest najlepsze auto na świecie. Kupiliśmy małe mieszkanie, ale jest nasze. I na tym chcemy zastopować i to jest najlepszy wybór. Jesteśmy dla siebie, dla tych relacji i to jest największa wartość naszego życia. Rodzice Jana adoptowali nasze dzieci i nazwali je naszymi prawnukami. Jesteśmy dumni z tego, że tak wygląda nasze życie.

Czy dużo osób w projekcie PaKa daje się, uwaga kościelne określenie, nawrócić?

Miarą sukcesu jest zbliżenie chociaż o krok tych młodych ludzi do punktu zero, czyli do dobrego życia. Jeżeli uda się krok wyżej to już jest sukces.

Jakie były Twoje wrażenia, gdy po raz pierwszy zobaczyłeś film?

[CISZA] Ekstremalnie ciężkie. Był pierwszy taki moment, gdzie zobaczyłem w takim skondensowanym wydaniu co wydarzyło się w moim życiu. Nikt więcej tak mi tego nie pokazał. To co się zadziało na przestrzeni dwóch godzin. Nie chcę tego nazywać wstrząsem, ale wpadłem w histerię płaczu. Był to ciężki ładunek, ale też na przestrzeni czasu widać, że był to świetnie zrobiony projekt, który dociera do przeogromnej ilości osób z różnych przestrzeni społecznych. Cieszy mnie przeogromnie, że pamięć o Janie trwa.

Pani Jadwiga – królowa hospicyjnej kuchni była dla Ciebie kimś ważnym. Cały czas masz z nią kontakt?

Pani Jadwiga, królowa, czyli tak naprawdę Elizabeth Queen. Z Elżunią tak – mamy kontakt. Jeszcze 3 miesiące wstecz byłem szefem kuchni w jednej z restauracji i pani Elżbieta z rodziną mnie tam odwiedzała. To było niesamowite uczucie, kiedy wyszedłem w stroju szefa kuchni i miałem tę możliwość uraczyć ją konkretnym daniem, które zamówiła. Elżunia miała przeogromny wpływ na mnie, ponieważ na początku na pewno nie było łatwo z tym rudym Galewskim zrobić porządek, ale Elunia miała na tyle w sobie siły i cierpliwości, że się to udało.

„Pochylmy się” nad procesem „odburaczania” Patryka. Buntowałeś się przy tym?

Gładko nie poszło. Dużo było takich rzeczy. Ja miałem swój świat. I to jest taka najbardziej zaporowa czynność, którą osoby muszą zrobić w swoim życiu, żeby coś zmienić – wejść w tę przestrzeń, której nie znają. Ten lęk, strach, odkrywanie czegoś na nowo. To jest największa barier. Te rzeczy, które się dzieją w nowej przestrzeni nie są nieprawidłowe do tego świata, w którym Ty byłeś. Zlewają się w środku dwa światy i musisz ulokować co jest dobre, a co złe. Świat, który był dla ciebie kiedyś normą, w tym drugim świecie jest nienormalny. Był to proces, na który w pewnych krokach godziłem się bardziej lub też trochę mniej. Różnie było z tym procesem „odburaczania”.

Są takie spotkania, które zapamięta się na długo. Które wspomina się wielokrotnie. I jestem przekonana, że to do takich właśnie będzie należeć. Spotkanie wyjątkowo pozytywne, a jednocześnie smutne i wzruszające. Mówiące o podstawowych wartościach, o których w codziennej gonitwie często zapominamy. Pokazujące nam wręcz namacalnie jak to Janowe DNA rozsiewa się i puszcza korzenie coraz głębiej. Spotkanie pokazujące nam, że „Czas – to coś najcenniejszego co możemy dać drugiemu człowiekowi”, a stół to nie tylko kolejny mebel z wyposażenia naszego domu, ale miejsce przy którym powinny dziać się cuda.

Monika Błaszczak-Mańkowska


   

       


     

  

powrót do kategorii
Poprzedni Następny

Dodaj komentarz

Spodobała Ci się informacja? Zostaw nam swoją opinię
- to dla Ciebie staramy się być najlepsi, a Twoje zdanie bardzo nam w tym pomoże!
Twoja ocena
Ocena (0/5)

Pozostałe
aktualności

DO GÓRY
Włącz powiadomienia WebPush
Dziękujemy, teraz zawsze będziesz na bieżąco!
Przeglądasz tę stronę w trybie offline.
Przeglądasz tę stronę w trybie online.